P&D ACOUSTIC ROE DEER

BEZKOMPROMISOWE KOLUMNY Z WIELKOPOLSKI 

Mobirise
Firmę P&D Acoustic tworzy dwóch młodych chłopaków. Można byłoby rzec „młodzi gniewni”, bo są dość bezkompromisowi w opiniach i dokładnie wiedzą czego chcą. Jana i Krzysztofa łączy wspólna pasja, wyrosła z zainteresowania muzyką. Niby banalne, ale jednak prawdziwe.

Droga z Warszawy do Krakowa zajęła im co prawda sporo czasu, ale byli świetnie przygotowani do spotkania z nami. Wcześniej Krzysztof Wilczyński, główny konstruktor Circle Audio, dostarczył nam najnowszą wersję firmowych monobloków M-200, wraz z przedwzmacniaczem P-200, które miały napędzać monumentalne konstrukcje P&D Acoustic.

Janek i Krzysztof przywieźli swoje kolumny w dwóch ogromnych skrzyniach. Doskonale zabezpieczony, przemyślany transport to bardzo ważna rzecz. Każda ze skrzyń, wraz z kolumną, ważyła 80kg. Same kolumny – według danych producenta – ważą po 50kg każda.

P&D Acoustic to zestawy 3-drożne o impedancji 4 ohmów i skuteczności 87dB, wykonane na indywidualnie modyfikowanych, ceramicznych przetwornikach Accutona. Zastosowano między innymi: zwrotnicę typu Dynamic Stope Control (patent firmowy), taśmowe cewki Mundorf, oraz kondensatory serii Supreme i Evo. Wszystko po to, aby osiągnąć jak najlepszy przebieg fazowy, liniową charakterystykę dźwięku i impedancji, oraz jak najmniejsze zniekształcenia THD.

Filozofia dźwięku P&D Acoustic opiera się na połączeniu wierności przekazu, znanej z prezentacji na żywo, z przyjemnością z odsłuchu. Dźwięk musi być prawdziwy a przy tym dawać słuchaczowi radość. Bardzo ważna jest jego szczegółowość i namacalność. Jednak nie może to być osiągnięte za wszelką cenę, bo gdzieś jest cienka granica, gdzie kończą się emocje. Tej granicy Janek i Krzysztof nie chcą przekraczać.

Czy udało im się wpasować w nasz system? Tego dowiecie się w dalszej części recenzji.

Ogromne wrażenie zrobiła na nas solidność wykonania kolumn P&D Acoustic. Samo ich podłączenie i ustawienie trwało bardzo długo. Po podróży panowie sprawdzili na szybko impedancję, dokładnie ustawili kąty i przystąpiliśmy do odsłuchu materiału muzycznego, który znacie z naszych recenzji. Jako źródło zagrał Krell KAV-280CD podłączony do najnowszej wersji monobloków Circle Audio. Okablowanie standardowe – takie, jakiego zwykle używamy do recenzji i testów.

Zanim przejdę do oceny samego brzmienia kilka uwag na temat nowych monobloków Circle Audio. Krzysztof Wilczyński dostarczył nam wersję, która wcześniej nie była nigdzie testowana. Dlatego jeszcze przed przyjazdem ekipy P&D Acustic z ogromną ciekawością podłączyliśmy je do naszego zestawu. Z kolumnami Studio 16 Hertz Canto Grand Signature Plus dźwięk był bardzo muzykalny, bardzo miękki, ale z odpowiednią ilością detali i smaczków. Lekko wycofana średnica zniknęła po wymianie kabli głośnikowych na XLO. Taki typ przekazu lubią ludzie, którzy całe zimowe wieczory spędzają przy muzyce, a integralną częścią ich systemu stanowi wzmacniacz na lampach 300B. Dla mnie było nawet zbyt miękko, ale Mariusz, który ceni sobie taki typ przekazu, chłonął każdy dźwięk. Już teraz jesteśmy bardzo ciekawi jak wypadnie dłuższy odsłuch tych wzmacniaczy, bo konstruktor zapowiedział kolejne drobne zmiany, zanim będzie można je oficjalnie kupić.

Uwagi na temat brzmienia monobloków są bardzo ważne z punktu widzenia odsłuchu P&D Acoustic Roe Deer.

Jako pierwsza w na tacce odtwarzacza znalazła się płyta The Moody Blues. Prezentacja brzmiała dość nachalnie, mało muzykalnie i mało szczegółowo. Brak rozmieszczenia w przestrzeni głosu wokalisty, a trąbka nie brzmiała tak, jak byliśmy do tego przyzwyczajeni.

Nagranie Lizard zespołu King Crimson zabrzmiało zupełnie inaczej. Bardzo dobra mikro dynamika. Średnica zwykle bywa bardziej agresywna. Głos Jona Andersona, występującego tutaj gościnnie, obecny był na pierwszym planie, w tle fortepian, chór itp. Dźwięki, które zwykle słyszymy prawie na identycznym poziomie głośności można było bez problemu odróżnić od siebie. Brakowało trochę przestrzeni, ale całościowo nie było źle.

Zegary w utworze Time kłuły w uszy. Nie można było ich policzyć. Głos wokalisty Pink Floyd był nieco agresywny, wysunięty na pierwszy plan. Za to bębenki spektakularne, choć niezbyt dobrze rozmieszczone w przestrzeni. Solówka gitarowa przysłoniła całą resztę. To nie tak powinno grać.
Mieliśmy ogromną nadzieję, że będziemy wreszcie w pełni zadowoleni z prezentacji Yello. Głos Dietera Meiera był na pierwszym planie. Muzyczny plankton słyszeliśmy bardzo dobrze i nagranie miało swój rytm – to na pewno pozytywne cechy tej prezentacji. Brakowało muzykalności, miękkości i wypełnienia.

Dość trudne do prawidłowego odtworzenia nagranie Dire Straits – Brothers in Arms zabrzmiało zdumiewająco dobrze. Stopa perkusji była słyszalna jak nigdy przedtem. O dziwo, nie ucierpiała atmosfera tego nagrania. Grupa najemników z Markiem Knopflerem na czele przeprawiała się przez rzekę. Prawdziwość emocji towarzyszących żołnierzom podczas walki była niesamowita. Średnica, bas, wokal. Wszystko na medal. Brawo !

Bardzo interesująco zagrał fragment płyty Touch and Go. Perkusja nie brzmiała leniwie i niemrawo. Głos wokalistki miał nawet w sobie pewną dawkę emocji. Trąbka nie drażniła uszu.
Czyżby zestaw zaczął się rozkręcać? Wygrzewanie monobloków trwało przecież prawie cały dzień. Były pod prądem od samego rana a odsłuch zaczęliśmy dopiero przed 19.00.

Przyszedł czas na Vangelisa. To, co zwykle brzmi nudno i jednostajnie nabrało charakteru. Trudno napisać, że dźwięk leniwie snuł się po pokoju. Zejście basu było bardzo głębokie a słynny efekt w wysokich tonach po niespełna półtorej minuty zabrzmiał namacalnie, ale nie ostro.

Jean Michel Jarre i jego Aero... Brakowało przestrzeni, ale wszystko poza nią była na co najmniej akceptowalnym poziomie. Zwłaszcza automat perkusyjny pulsujący swoim niemałym tempem. Brzmienie syntezatora nie przypominało może pianina, ale nie drażniło uszu. Średnica bardzo dobra, namacalna. Odpowiednia ilość szczegółów. Brakowało trochę przyjemności z odsłuchu.

Na koniec zostawiliśmy sobie Chucka Mangione i jego Children of Sanchez. Gitara i trąbka zabrzmiały bardzo przekonująco. Bębny miały ogromny rozmach. Choć charakter prezentacji był przesunięty nieco w stronę górnej średnicy, to nie możemy powiedzieć, że nam się nie podobało. Co warto odnotować, dźwięk nabrał ogromnych rozmiarów. Wypełnił cały pokój. Było bardzo dobrze.

Podsumowanie
P&D Acoustic Roe Deer to kolumny dość specyficzne. Wymagają bardzo dokładnej konfiguracji. Przede wszystkim doboru odpowiedniej klasy wzmacniacza i długiej zabawy z akustyką. Drzemie w nich jednak ogromny potencjał. Mimo, że nie do końca wpasowały się w nasz oazowy system, wierzymy, że potrafią wydobyć z siebie znakomitej jakości dźwięk. Ich ogromną zaletą jest prawdziwość przekazu – to Jankowi i Krzysztofowi z pewnością udało się w 100%. Jeśli chcą to połączyć z muzykalnością czeka ich jeszcze wiele pracy. Naszym zdaniem dobrym pomysłem byłoby stworzenie sugerowanych konfiguracji czyli poprzedzony gruntownymi odsłuchami dobór odpowiedniej jakości wzmacniaczy i końcówek mocy tworzących synergiczną całość z kolumnami Roe Deer.

Kolumny są od początku do końca przemyślane. Od transportu, przez jakość wykonania, dobór przetworników aż po generowany przez nie dźwięk. Za to należą się brawa. Nie jest to jednak zgodne z naszymi preferencjami. Ale jeśli do tej spektakularnej wręcz prawdziwości brzmienia – zgodnie z założeniami – zostanie dołożona choć odrobina analogowego ciepła będziemy je rekomendować.

Mamy nadzieję, że Janek i Krzysztof spełnią swoje obietnice.

Dla niektórych przerażająca jest cena tego zestawu. Wynosi aż 60.000 PLN. Naszym zdaniem wszystko co dobre musi kosztować. Choć wysokość tej kwoty powinna być jeszcze raz przemyślana.


Płyty użyte w teście:
The Moody Blues – Days of future passed (remastered, DERAM 1997) – utwór numer 3: The Morning
King Crimson – Lizard (30-th Anniversary Edition, Virgin 2000) – nagranie tytułowe
Pink Floyd – The Dark Side of The Moon (James Guthrie remastered digipack. Experienz, 2011), kompozycja Time
Yello – Toy (Polydor 2016) – utwór numer 2: Limbo
Dire Straits – Brothers in Arms (SBM remastered, Vertigo 1996) nagranie nr 6: Ride across the river
Vangelis – Direct (Arista 1988), Integalactic Radio Station
Jean Michel Jarre – Aero (Warner Music France 2004) -kompozycja tytułowa
I dodatkowo:
Chuck Mangione – Children of Sanchez (A&M Records, Niemcy) 

Galeria:
COPYRIGHT BY OAZA DŹWIĘKU 2019

Built with ‌

Mobirise